“Mam laureata”
Pisałam Wam jakiś czas temu, że dwójka moich uczniów dostała się do etapu rejonowego konkursu kuratoryjnego z biologii. Od jakiegoś czasu już wiem, że jeden z nich jest jego laureatem. I nie - nie jest to uczeń szczególnie pilny, godzinami siedzący w książkach. Przeciwnie - to osoba bardzo aktywna społecznie, prokrastynująca, na obecnym etapie życia zainteresowana głównie sportem i płcią przeciwną.
Bez sprawdzianów
Od 5 do 8 klasy uczeń ten nie napisał z biologii (podobnie jak inni moi uczniowie) żadnego sprawdzianu ani kartkówki na ocenę cyfrową, nigdy nie był odpytywany przed klasą i w ogóle nie dostał żadnej oceny cyfrowej, poza wymaganą ustawą oceną na koniec roku (zawsze była to 6, bo nie widziałam powodu, żeby moi uczniowie dostawali inną). Za to przez te wszystkie lata słyszał, że oceny nie mają żadnego znaczenia, że uczymy się dla siebie i dlatego że coś nas interesuje, że biologia jest arcyciekawa i że może kogoś “jarać” tak jak mnie.
Umiem najwięcej
Kiedy zapytałam go dlaczego zdecydował się właśnie (i dodam - tylko) na konkurs z biologii - przecież wszyscy wiemy, że jest bardzo dobrym ścisłowcem (matma, fizyka) - odpowiedział, że miał poczucie, że z biologii umie najwięcej. Nie wiem, czy ktoś kiedykolwiek w pracy powiedział mi większy komplement.
A dzieci po systemie?
Od roku, po raz pierwszy w życiu uczę licealistów, konkretnie pierwszą klasę. I tak jak w podstawówce, nie każę im pisać testów na oceny, nie stawiam ocen cząstkowych. Tłumaczę, że od uczenia się jest lekcja, więc nie zadaję również prac domowych. Przy omawianiu podstawy kładę nacisk na to co życiowe i przydatne. Ponieważ są to uczniowie po podstawówkach konwencjonalnych lub przyjaznych uczniowi ale wciąż z ocenami, trudno im było wejść w ten system, a przede wszystkim z niego skorzystać. Opisywałam Wam, jaką walką z ich przekonaniami była na początku praca na lekcji i dostrzeżenie przez nich, że faktycznie cokolwiek z tej lekcji wynoszą, na bieżąco. Dla niektórych nasze spotkania miały za luźną strukturę i potrzebowali wskazania palcem, co było najważniejsze. Ale to mnie nie zniechęciło.
I jaki jest efekt?
Po 9 miesiącach wspólnej pracy, ze względu na formułę w jakiej funkcjonuje szkoła, musieli napisać egzamin z całego roku. Prosiłam, żeby zaufali mnie i sobie i żeby nie uczyli się przed pisaniem. Do tego dwa przedtestowe spotkania pod rząd poświęciłam na różne formy powtórzenia wiadomości (tworzenie gier o których pisałam niedawno na FB). Już wtedy z zachwytem słuchałam ile umieją.
W czasie egzaminu do rozwiązania dostali 12 różnej trudności zadań, obejmujących materiał z całego roku, większość na myślenie, umiejętność wyciągania wniosków. Nie było wyniku gorszego niż 60%, a ¾ klasy napisało test między 75% a 89%.
PS. Na zdjęciu ja w jednej z niewielu sytuacji formalnych z uczniami - odhaczam każdego na liście przed egzaminem ósmoklasisty. Głównie dla przykucia uwagi ;)
Nic mnie zawróci z tej drogi.
Odważ się spróbować, proszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz